Wednesday, November 7, 2012

Dzień 10 Dżungla

Poranek był dramatyczny. I nie pisze tego tylko w swoim imieniu. Pomijając wszystkie szczegóły warto tylko wspomnieć, że takich ilości alkoholu na tyle osób się w tym kraju nie przewiduje.
Spóźnieni o co najmniej godzinę pojechaliśmy na naczepie naszej terenówki na spływ tratwami. I wydawałoby się, że gdzie jak gdzie ale tam nic zaskakującego się nie wydarzy. A jednak. Okazuje się, że Wojtas z Jurasem są w stanie zepsuć bambusową tratwę. Kiedy już wyłowili biednego "flisaka" dopłyneliśmy do końca naszej podróży rzeczką i pojechaliśmy dalej rozpocząć nasz trekking z plecakami. Okazało się, że woda nie na wszystkich działa orzeźwiająco. Co niektórzy byli w takim stanie, że cieżko było zaciągnąć ich do dżungli. Baron na przykład wziął ze sobą wszystko oprócz... butów.
Pare godzin marszu pod górę z plecakami wyczerpało nasze ostatnie siły. Zmęczenie powodowało halucynacje miedzy innymi u Barona, który nagminnie mylił świadczące cykady z dźwiękiem gotującej się wody w czajniku. Dotarliśmy do jakieś wioski, w której spędziliśmy noc. O warunkach nie będę się rozpisywał. Najlepiej pokażą to zdjęcia. Julian przyznał się do strachu przed pająkami, które upodobały sobie wszelkie okoliczne latryny. Skutkowało to tym, że biedak musiał wstrzymać się ze swoimi potrzebami na 3 dni.
Za to jedzenie bardzo dobre. :) Tej nocy spaliśmy jak małe dzieci.



W imieniu Seby opublikowal Grzybek

No comments:

Post a Comment