Dzień 7 Droga do Mandalay

Kolejny dzień rozpoczęliśmy bardzo wcześnie. Pobódka o 5.00 rano i o 6.00 opuścilismy Bagan łodzią, która przez kolejnych 11 godzin była naszym środkiem transportu do niedalekiego Mandalay... Niestety rzeka Awuerweda nie była zbyt fascynująca. Oprócz kilku małych łodzi rybackich i barek przewożących drewno nie zobaczyliśmy nic, co jakiś wyjątkowy sposób przykułoby naszą uwagę. Brzeg był dość monotonny i płaski. Jednakże fakt iż można było rozprostować nogi, przejść się po pokładzie, zamówić nawet coś do jedzenia i picia spowodował, ze podróż minęła nam przyjemnie. Raczyliśmy się dobrym lokalnym piwem, prowadziliśmy zażarte dyskusje na wiele ciekawych tematów i odpoczywaliśmy w słońcu.
Wieczorem dojechaliśmy do Mandalay. O zachodzie słońca rzeka zmieniła się nie do poznania i teraz wyglądała magicznie. Po raz kolejny napotkaliśmy spore problemy związane z komunikacją z lokalesami związane z zupełnym brakiem zrozumienia angielskiego - szczególnie w wersji Jurka, który przyzwyczaił nas do zdań nadrzędnie złożonych . To samo w wersji angielskiej sprawiało by problemy niejednemu europejczykowi, a co dopiero mieszkańcom Mandalay. W końcu udało nam się porozumieć z naszym taksówkarzem i po kilku perturbacjach dotarliśmy do hotelu Royal Palm (prawie jak w Dubaju... prawie robi różnice). Ten wieczór stał pod znakiem "europejskiego" żarcia i szybkiego internetu. Swoją drogą jesteśmy zaskoczeni faktem iż w Myanmar jest internet i to całkiem dostępny. Bardzo powolny, ale przede wszystkim za darmo!

W imieniu Seby opublikowal Grzybek