Friday, November 16, 2012

Noc 23 - One (last) night in Bangkok.

Podróż z wyspy Koh Chang do Bangkoku przebiegła bez większych problemów, ale z przygodami i lekkim opóźnieniem. Było małe przesunięcie w złapaniu promu, były poszukiwania aviomarinu, był deszcz nas żegnający, była tęcza nas witająca. :) Było uspokajanie kierowcy-rajdowcy, były postoje na stacjach z różnymi, dziwnymi paliwami i posiłkami. Prym wiódł hot-dog z siatką zamiast bułki oraz lody Magnum Almond. :)

Cytaty podróżne:
Julian: "Nie przywykłem do tego, że Jerzy ma coś krótsze."

Nikoś: "Tomek, czytasz jedną stronę od 20 minut.
Julian: To jest bardzo dobra strona."

W hotelu zalogowaliśmy się szybko i po małych perturbacjach ruszyliśmy na podbój dwunastomilionowej stolicy w podgrupach. Po kilku falstartach, przystanku w dzielnicy kowbojskiej, przelocie szalonym, beztłumikowym tuk-tukiem zakorkowanymi ulicami, zjednoczyliśmy się w klubie, który nie może zasnąć (choć mieliśmy się przekonać, że nie może, ale do czasu). :))

Pożegnaliśmy Bangkok nocny godnie i z przytupem. Parkiet odetchnął z ulgą, gdy obsługa włączyła światła i zaczęła nas grzecznie wyganiać. :) Godzina zrobiła się słuszna, więc podzieliliśmy się na tych, którzy zasypiają i tych, którzy nie idą spać o pustym brzuszku. :) Ja, osobiście znalazłem się w pierwszej grupie i pierwszym napotkanym tuk-tukiem oddaliłem się w stronę "domku". Teraz grzecznie już leżę, choć moje uszy i nogi jeszcze są chyba w klubie (a przynajmniej tak im się wydaje). :)
Trzymam kciuki za bezpieczny powrót pozostałych i oddalam się na chwilkę snu. :)

Tekst wieczoru:
Grzybas: "Chłopaki, wejdźcie tutaj. Ten bar jest w innej konwencji." :)

No comments:

Post a Comment